| Briefing
Pomału udaje nam się przełożyć trening na mecz
- Zagraliśmy całkiem przyzwoite zawody i nareszcie udaje nam się pomału przełożyć trening na mecz. To, co piłkarze potrafią zrobić na zajęciach, pokazują również kibicom w spotkaniu o punkty - powiedział po zwycięstwie 3:0 z Rakowem Częstochowa trener Korony, Mirosław Smyła.
Mirosław Smyła: - Zagraliśmy całkiem przyzwoite zawody i nareszcie udaje nam się pomału przełożyć trening na mecz. To, co piłkarze potrafią zrobić na zajęciach, pokazują również kibicom w spotkaniu o punkty. Od pierwszej minuty ta determinacja, zdyscyplinowanie, były bardzo duże. Podobno listopad jest miesiącem Korony, więc niech tak zostanie. Napawa też optymizmem to, co dzieje się w treningu z zawodnikami, którzy w pierwszej jedenastce się nie znaleźli. Ich zaangażowanie w zajęcia jest ogromne i dzisiaj tacy piłkarze zawitali w późniejszym czasie na boisku, dając wartościowe zmiany. Cieszymy się z wygranej, choć w najbliższym meczu wypada nam ze składu Michael Gardawski. Nie ma czasu na spokój i od wtorku znów musimy ciężko harować - rozpoczął szkoleniowiec Korony.
- Erik Pacinda, który w ostatnich meczach grał mało, zły na to był trzy tygodnie temu. Dzisiaj już solidnie pracuje i chce udowodnić swoją wartość na treningu. Zgłasza akces, pokazuje się, my to szanujemy i doceniamy - ocenił Smyła.
Czy dla Urosa Djuranovicia nie jest demotywujące, że pomimo dobrej gry i sytuacji strzeleckich, piłka wciąż nie chce wpaść do siatki? - Nie z jego charakterem. Jedni z dziewczynami chodzą po trzy, cztery, pięć lat i nie biorą ślubu, niektórzy biorą już po miesiącu, więc różnie z tą bramką może być, trzeba poczekać. Patrzmy na niego pozytywnie, dzisiaj napracował się dla zespołu i zrobił ogrom pracy. Zawodnicy mają być silni drużyną i to sobą prezentują - odpowiedział trener.
- Pewnymi etapami dokładamy kolejne klocki. Obraz przy układaniu puzzli jest zamknięty dopiero, gdy dołożony jest ostatni z elementów. Byłoby to niepoważne, gdybyśmy mieli zespół, który gra chaotyczną piłkę i w perspektywie czasu prezentuje się byle jak. O to chodziło, żeby drużyna była zdyscyplinowana i dzisiaj po raz kolejny piłkarze udowodnili, że są w stanie to realizować. Przypomnę, że ultrasilny element taktyczny Rakowa - stałe fragmenty gry - został solidnie zblokowany i nie pamiętam, żeby jakieś większe zagrożenie z tego elementu wynikło pod naszą bramką. Tu duży plus dla trenerów, którzy to przygotowali i przepracowali z zespołem. Warto solidnie trenować i takie motto poszło w szatni po tym spotkaniu - zaznaczył.
Dla Korony był to trzeci mecz z rzędu bez straty gola. - Co by nie powiedzieć, od tego buduje się fundament, żeby grać na zero. Nie muszę przypominać, gdzie gramy za tydzień. Fajne przetarcie, możliwość sprawdzenia się na jakim jesteśmy poziomie sportowym i po tym meczu będzie już można coś podsumować, przygotowując się do ostatnich trzech spotkań, które zadecydują o naszym miejscu w tabeli. Nas interesuje najbliższe starcie, od wtorku szykujemy się normalnym, tradycyjnym trybem i nic nie ma prawa tego zaburzyć - powiedział Smyła.
Marek Papszun: - Dobrze, że już nie zagramy z Koroną w tym roku, ponieważ ewidentnie ten zespół nam "nie leży". Wygrali z nami dwukrotnie, w zdecydowany sposób. Dzisiejsze spotkanie ułożyło się dla nas dość nieszczęśliwie, bo w pierwszej akcji powalony został Kamil Piątkowski, chwilę później strzela samobója w jakiejś dziwnej sytuacji. Następnie rzut karny i znów trafienie samobójcze. Korona wygrała w sposób zasłużony, natomiast początek meczu miał duże znaczenie dla jego obrazu. Gratuluję gospodarzom zwycięstwa, jednak walka trwa dalej, w kolejnym spotkaniu na pewno się nie poddamy i myślę, że będzie odpowiednia reakcja zespołu. Takie dni się zdarzają, musimy sobie z tym poradzić. Będziemy analizować to starcie, ja również widziałem już, że błędy zostały popełnione i musimy je wyeliminować w tym tygodniu, aby wrócić do swojej normalnej dyspozycji - podkreślił szkoleniowiec.
- Czy ten mecz był lepszy od lipcowego starcia? Chyba tak, bo nie byliśmy workiem treningowym tak jak w pierwszym spotkaniu. W drugiej połowie Korona też miała sytuacje, ale to wynikało z naszego otwartego stylu. Ta gra w naszym wykonaniu była słaba i trzeba to sobie jasno powiedzieć - podsumował Papszun.