Wiemy, jak wygrywać w Białymstoku
Przez pewien czas mówiło się, że Jacek Kiełb nie pomaga drużynie w najważniejszych starciach. Ten sezon całkowicie przeczy jednak temu twierdzeniu. - Ktoś może przypiął mi łatkę 10 lat temu. Ja się tym nie przejmuje i niech każdy myśli, co sobie uważa. Ja wiem, że w pewien sposób się zmieniłem i z tego się cieszę – zaznacza „Ryba”.
Egzamin z dojrzałości zdał w zeszły piątek, kiedy bez problemów wykorzystał „jedenastkę” na wagę trzech punktów w ostatniej akcji pojedynku z Górnikiem Łęczna. - Dla mnie najważniejszy jest moment, jak się czuję w meczu. Jeśli bym się nie czuł pewnie, oddałbym karnego Ilijanowi. Jeśli tak się zdarzy w przyszłości, na pewno tak zrobię – opisuje piłkarz.
- Staram się wyczekiwać do końca. Prusak mocno poszedł w swoje prawo, a ja byłem pewny swojego rogu – dodaje Kiełb.
Piłkarz wyróżnia się także spokojem i coraz chłodniejszym podejściem do emocjonujących sytuacji boiskowych. - Jakbym się irytował, to bym się rzucił na Leo [Leandro z Górnika Łęczna – red.]. Sędzia najpierw spytał się mnie, czy zasłużyłem na żółtą, a potem jego. On powiedział, że tak i ja dostałem napomnienie. Gdybym nie opanował nerwów, rzuciłbym się na Leandro – opowiada „Ryba”.
Z poprzedniego starcia cieszy najbardziej natomiast jedna rzecz: - Całą drużyną potrafiliśmy w kilka minut odwrócić losy spotkania. To buduje zespół i to bardzo mocno – podkreśla Kiełb.
Teraz jednak Koroniarze zmierzą się na wyjeździe z Jagiellonią. - Wygrywaliśmy już w Białymstoku. Wiemy, jak to robić, także po prostu musimy się skupić na swojej robocie. Jeśli ją wykonamy, to możemy urwać jakieś punkty – nie ma wątpliwości zawodnik Żółto-czerwonych.
Zaraz może się okazać, że rozgrywa on najlepszy sezon w swojej karierze. - Najważniejsze jest dobro drużyny. A że moje statystyki idą z nim w parze, to dobrze dla wszystkich. Nieistotne, aby cieszyła się jedna osoba, liczą się wszyscy – kwituje.
„Ryba” nie ukrywa, że z chęcią ponownie ujrzałby aktywnych kibiców zza bramki. - Zawsze się grało dla „Młyna”. To normalne. Dziękuje się wszystkim kibicom, ale najpierw się idzie do tych najgłośniejszych. Szkoda, że słychać tu kibiców gości, ale my nie jesteśmy do rozwiązywania takich spraw – kończy piłkarz.
Marcin Długosz